Madź naklepała kilka cudownie pysznych notek, to i pora na mnie :). Szczerze mówiąc miałam niemały problem z odnalezieniem się w blogowaniu i stworzeniem czegoś o własnych siłach - może brzmi to górnolotnie, ale chodzi o coś zupełnie prostego. Jako osoba studiująca w innym mieście niż to, z którego pochodzę, a w dodatku osoba grzejąca swoje miejsce w akademiku, nie mam zbyt wielu możliwości do gotowania i pieczenia z błahej przyczyny nieposiadania piekarnika i pieca do użytku w własnej przestrzeni. Moje życie przebiega w warunkach dość okrojonych. Studencki styl często opiera się niestety na zasadzie 'jedz dużo, ale tak, żeby przeżyć' :). Biorąc pod uwagę fakt, że blog został założony po to, żeby miksować i remiksować wszystko, co nas cieszy i co w jakiś sposób nas rozwija, interesuje, fascynuje, daje nam radość oraz fakt, że obydwie mimo podobnego zakręcenia, jesteśmy jednak inne od siebie, dorzucę tutaj coś na temat związany z tym, co od zawsze i chyba już na zawsze będę lubiła robić. Brzmi tajemniczo? Chodzi o CZYTANIE. :)
Całkiem niedawno przeczytałam na pewnej stronie internetowej zatrważającą informację o tym, że tylko 11 procent Polaków regularnie czyta książki, a aż 60 procent w ogóle do nich nie sięga. Jest to jeden z najniższych wyników w Europie. Wiadomość ta jest dla mnie do tej pory dość dużym zaskoczeniem. Nigdy nie rozumiałam szkolnego buntu przeciwko wszystkim lekturom, studenckiego buntu przeciwko przedmiotowi o nazwie 'literatura' i ogólnoludzkiego buntu przeciwko wszelakim tekstom pisanym dłuższym od stron dwudziestu, czyli ilości odpowiadającej długości zwykłej nowelki. Uważam, że książki rozwijają nie tylko wyobraźnię, ale także formują osobisty styl posługiwania się językiem pisanym i mówionym, kształtując tym samym osobowość oraz charakter.
Ostatnimi czasy zajęta byłam poszukiwaniem inspiracji do mojej pracy magisterskiej i natknęłam się na książkę Stephena Kinga, króla amerykańskiego horroru, pt. "Mroczna Połowa", która będzie jedną z analizowanych przeze mnie w pracy pozycji. Książka ta opowiada historię szczęśliwego, posiadającego kochającą rodzinę, człowieka, Thada Beaumonta, który jako pisarz odnosi większe sukcesy tworząc pod pseudonimem George'a Starka niż pod własnym nazwiskiem. W końcu Thad decyduje się 'uśmiercić' swój pseudonim, ujawniając światu prawdę o tym, że Stark tak naprawdę nigdy nie istniał. Od tego momentu w życiu Thada zaczynają dziać się bardzo dziwne i zaskakujące rzeczy. Okazuje się, że Thad jako dziecko przeszedł dość skomplikowaną operację mózgu, podczas której wykryto, że w jego mózgu rozwijał się brat bliźniak. Resztki płodu, które zostały usunięte z mózgu Thada to resztki George'a Starka, który nie ma zamiaru znikać z okładek książek. Powraca on do życia, by swoimi czynami dowieść Thadowi, że śmierć George'a Starka nie jest najlepszą decyzją, jakiej mógł dokonać Thad.
King w sposób niemalże doskonały opisał obydwu bohaterów, pokazując wszystkie różniące ich cechy, mimo że przecież tak naprawdę Thad i George to jedna osoba. Trzeba przyznać, że niektóre opisy stworzone przez Kinga są przydługawe i mogłyby zostać pominięte, ale może wtedy czytelnicy nie byliby w stanie docenić tych znakomitych części powieści. W sposób ciekawy zaprezentowano tutaj odwieczną walkę dobra ze złem i tematykę samego autorstwa, która może stać się podstawą do niemałego zadumania. Zawsze nurtowało mnie pytanie o to, czy ludzie naprawdę są tacy, jakimi ich widzimy? Czy może jednak każdy z nas ma w sobie tę cząstkę, którą ukazuje światu pod niezdemaskowaną formą? Czy każdy z nas jest tylko sobą, jedną postacią? Czy może zupełnie odwrotnie - wszyscy jesteśmy dwojgiem ludzi, może nawet trojgiem? Może jedynym, co powstrzymuje nas od ukazania swojej drugiej strony jest fakt, że nie musimy utrzymywać się z fikcji i nie jesteśmy zmuszeni tworzyć swoich nowych światów na piśmie. Ale ilu wśród nas jest takich, którzy tworzą swoje światy w umyśle...?
"Wróble wciąż fruwają", a ta książka z całą pewnością zasługuje na odrobinę uwagi.
Moja ocena: 7,5/10.
Kaś.